Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
XVI I XVI-IWIECZNE NIDERLANDY NA DUŻYM EKRANIE - OCZAMI OBCOKRAJOWCÓW

 
 
Holandia w wieku XVII przeżywała swój rozkwit. Złoty wiek sprzyjał nie tylko rozwojowi państwa, sprawom handlowym, ale także kulturze. Siedemnastowieczne (oraz szesnastowieczne) malarstwo niderlandzkie znane jest szerokim kręgom odbiorców, a w ostatnim czasie chętnie wykorzystywane jest przez scenarzystów i reżyserów – inspirując do powstania kolejnych dzieł (wszak film jest również formą sztuki).


A co się dzieje, kiedy wybitne nazwiska biorą sobie na warsztat wybitnych artystów? Z reguły robi się głośno. 

niderlandy2.jpg

W 2003 roku do kin trafiła Dziewczyna z perłą, w reżyserii Petera Webbera, ze zjawiskową Scarlett Johansson w roli tytułowej dziewczyny i znanym i lubianym Colinem Firthem jako Johannesem Vermeerem. 
Film jest adaptacją książki o tym samym tytule, autorstwa Tracy Chevelier, a opowiada historię młodej dziewczyny, Griet, która rozpoczyna służbę w domu malarza – Vermeera i staje się jego muzą, efektem czego powstaje słynny obraz Dziewczyna z perłą, który obecnie możemy podziwiać w Mauritshuis w Hadze. Nie trzeba znajomości sztuki, aby zachwycić się tym filmem. Ci, którzy znają twórczość malarza, od razu dostrzegą, że kadry przesycone są tą swoistą atmosferą i mistrzowskim operowaniem światłem, które obecne są w jego dziełach. 
Vermeer tworzył w Delft – tam też dzieje się akcja filmu, ukazując fragmenty miasta (miedzy innymi główny rynek wraz z kościołem i ratuszem), a także pokazując niderlandzkie społeczeństwo wieku siedemnastego – zarówno klasę niższą, jak i bogatych mieszczan zmagających się z wizją nagłego bankructwa (czasy były niepewne). 
Dziewczyna z perłą nie jest w żadnym razie filmem biograficznym – choć Johannes Vermeer i jego najbliższe otoczenie to osoby jak najbardziej realne, cała fabuła jest jedynie fantazją autorki książki. Co innego Webber! Od strony wizualnej film jest pięknym obrazem, ukazującym nam ułamek dawno minionego, siedemnastowiecznego świata. 

niderlandy3.jpg

Peter Greenaway sam z wykształcenia jest malarzem, jednak znany jest wszystkim jako reżyser – i to rezystor uznany, choć nieco kontrowersyjny. Znany z takich filmów jak Brzuch architekta, czy 8 i pół kobiety, w roku 2007 stworzył film Nightwatching – teatralną formę opowieści biograficznej opartej na życiu Rembrandta van Rijn (żyjącego w tym samym czasie co Vermeer) i opowiadającej o okolicznościach powstania obrazu Straż Nocna, znanego także pod tytułem Wymarsz strzelców. 
Poprzez swą teatralność i specyfikę film może być trudny w odbiorze – jednak w tym cały jego urok!. Poprzez sceny w plenerze i przysłuchiwanie się dialogom możemy zobaczyć, w jaki sposób Greenaway widzi siedemnastowieczną Holandię. 
Nie można pominąć kwestii obsady – Martin Freeman (znany ostatnio bliżej jako Bilbo Baggins z Hobbita) w roli Rembrandta odgrywa swoją rolę w asyście polskich (!) aktorów. Agata Buzek, Anna Antonowicz, Maciej Marczewski, Krzysztof Pieczyński, Andrzej Seweryn, czy Maciej Zakościelny to tylko kilka znajomo brzmiących nazwisk na liście obsady. I nie odgrywają oni ról wyłącznie statystów, a raczej postaci istotne dla fabuły – Polska była jednym z krajów czynnie współpracujących przy tworzeniu filmu. 

niderlandy4.jpg

Skoro o Polsce już mowa – warto jeszcze wspomnieć nazwisko Lecha Majewskiego, w tym wypadku w kontekście adaptacji książki Michaela Gibsona – Młyn i krzyż, z roku 2011. 
Film opowiada o pojedynczym obrazie Pietera Breugla starszego – Droga krzyżowa, i pierwotnie miał przybrać formę dokumentu (wszak o opis dzieła tu chodzi!) – skończyło się jednak filmem fabularnym! 
Obrazy rzeczywiste mieszają się tu z malarskimi, aktorzy, a raczej bohaterowie dzieła szesnastowiecznego malarza, przemawiają do nas i przemieszczają się w artystycznym krajobrazie. Film skupia się na opowiedzeniu historii, różnych historii, na narracji tego, co kilkaset lat temu przedstawić chciał Breugl - w efekcie powstało dzieło niezwykłe i dające unikalną możliwość „wkroczenia” w świat przedstawiony na obrazie. 
Nie ma tu więc tak naprawdę mowy o „widzeniu Niderlandów” przez reżysera obcokrajowca, o czym mowa w tytule, a raczej w tym wypadku można mówić o rzadko w kinie spotykanym ukazaniu widzowi tych Niderlandów, które widział sam artysta. 

Naturalnie poza powyższą, najsłynniejszą, trójką powstawały także inne produkcje (nie tylko krążące wokół obrazów) ukazujące życie w szesnasto- i siedemnastowiecznej Holandii, i z pewnością nie jedna jeszcze powstanie. Każdy reżyser ma własną wizję, czasem bardziej, a czasem mniej trafną. Najlepiej jednak zachować „złoty środek” i samemu, na podstawie obserwacji filmów (i obrazów) stworzyć własny świat niderlandzkiego społeczeństwa zamierzchłych, złotych czasów.
Gość
Wyślij


Bliżej nas