Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Wywiad

Reżyserka dokumentu o Polakach: „To oni mogą być świetnym przykładem dla Holendrów”

Judyta Szynkarczyn

15 września 2018 14:00

Udostępnij
na Facebooku
Reżyserka dokumentu o Polakach: „To oni mogą być świetnym przykładem dla Holendrów”

Kadr z filmu dokumentalnego o polskich pracownikach sezonowych w reżyserii Eline Flipse. Hoop & heimwee/materiały prasowe Nederlands Film Festival

W tym roku na Nederlands Film Festival w Utrechcie (27 września-5 października) zostanie zaprezentowany wyjątkowy dokument pod tytułem „Hoop & heimwee”, opowiadający o Polakach pracujących sezonowo na terenie Noordoostpolder w Holandii. Jego autorem jest holenderska reżyserka Eline Flipse, która z ogromnym zrozumieniem i empatią wypowiada się na temat bohaterów swojego filmu. Opowiada również o perspektywie „obcego” – czasem zostaje w kraju tulipanów już na zawsze.
Judyta Szynkarczyn, MojaNiderlandia.pl: W tym roku na Nederland Film Festival zostanie pokazany pani film, „Hoop & heimwee”, poruszający temat Polaków pracujących w Holandii. Jaki był jego zamysł?

Eline Flipse: Tytuł filmu można przetłumaczyć jako „Nadzieja i tęsknota za domem”. Osoby, które przyjeżdżają do Holandii, myślą cały czas o Polsce oraz o tym, co w niej zostawili. Czasami nie są oni akceptowani. Zastanawiałam się, jakie to uczucie – przybywasz do obcego kraju z dużymi nadziejami i widzisz, że nie jesteś do końca mile widziany. Z drugiej strony pracownicy z Polski są tutaj potrzebni: wykonują pracę, której inni ludzie nie chcą wykonywać – nie mam pojęcia dlaczego. Nie potrafię zrozumieć, z jakiego powodu tego typu zajęcia kojarzą się ze wstydem. Do tego Holendrzy, którzy skarżą się na to, że Polacy pobierają pieniądze od państwa, sami to robią (śmiech). To bardzo dziwna sytuacja.
Obecnie holenderskie media skupiają się na doniesieniach o Polakach wyłudzających świadczenia socjalne…

Tak, ale inne narodowości też to robią. To ludzka rzecz – próbują. Nieważne, czy są Polakami, Holendrami czy obywatelami innych państw.
Bardzo interesujący jest fakt, że holenderska reżyserka stworzyła dokument o polskich pracownikach w Holandii. Skąd zaczerpnęła pani pomysł?

Jestem osobą, którą interesuje wiele tematów, więc szukam historii. A ta historia jest z mojego państwa. Stworzyłam dwa inne filmy o tym polderze, ponieważ bardzo zainteresowało mnie to miejsce. Wcześniej było tam morze. Utworzono na tych terenach miejsce do zamieszkania i na początku lat 50. poprzedniego wieku przybyli na ten polder ludzie z innych państw, aby tu żyć. W swoich ojczyznach byli biedni. Wszyscy ci obcokrajowcy zostali wyselekcjonowani przez rząd, by mogli zacząć nowe życie.

Jednocześnie poczuli się uprzywilejowani, że otrzymali taką szansę. Ludzie, którzy tu żyli, ich dzieci i kolejne pokolenia – wszyscy byli imigrantami – to oni stworzyli ten polder. Obecnie przybywają tu inni, a mieszkańcy myślą: „my zbudowaliśmy te ziemie, to bardzo ważne miejsce w Holandii, a teraz inni tu przyjeżdżają”. To nonsens, ponieważ właściwie ci, którzy tam mieszkają, powinni wiedzieć lepiej, rozumieć przybyłych – kiedyś przecież przeżyli to samo.

Oczywiście są hodujący jabłka, wiśnie czy truskawki rolnicy, którzy to dobrze rozumieją, ponieważ oni sami są dziećmi imigrantów. Mówią: to oczywiste, że ludzie tu przybywają, aby żyć lepiej – moi rodzice, moje wujostwo, oni wszyscy zrobili to samo. Teraz przyjeżdżają Polacy i to normalne.
To nie jest pierwszy film dokumentalny poruszający tematykę polskich pracowników w Holandii.

Nie, inni także tworzyli portret Polaków w Holandii, ale mój film jest dość długi, ponieważ trwa 72 minuty. W filmie nie ma dodatkowego komentarza – uważam, że dzięki jego bohaterom i ich wypowiedziom widz może wyrobić sobie własną opinię. Czasami w trakcie seansu można pomyśleć: „och, to bardzo rasistowskie!”, ale potem zdajesz sobie sprawę, że to nie rasizm, ludziom po prostu z łatwością przychodzi mówienie bardzo niemądrych rzeczy (śmiech). Ale widać, że nie mają tego na myśli.

Ten moment, kiedy tutejsi poznają Polaków i widzą, że mimo różnic można się porozumieć i zrozumieć nawzajem – to był jeden z powodów, dla których zdecydowałam się na nakręcenie tego filmu. „Hoop & heimwee” jest trochę smutny, ale można się w czasie seansu również pośmiać. Myślę, że dzięki niemu obie strony są w stanie lepiej się poznać. Nie sądzę, że mogę zmienić świat, ale mogę chociaż pokazać trochę atmosfery, w której ludzie tutaj żyją. Film nie ma konkretnej fabuły, to po prostu dokument o życiu.

Eline Flipse (ur. w 1954 w Wageningen) – holenderska reżyserka filmów dokumentalnych. Studiowała na Akademii Filmowej w Amsterdamie, którą ukończyła w 1978 roku. Pięć lat później wyreżyserowała swój pierwszy dokument „Het Verschijnsel B”, opowiadający o bibliofilii, czyli miłości do książek. Jest również autorką filmu o pięciu młodych chińskich kompozytorach pt. „Broken Silence” , za który otrzymała m.in. nagrodę Grand Prix na festiwalu Visions du Réel w Nyon w Szwajcarii.

W 2011 roku gościła w Polsce na 51. edycji Krakowskiego Festiwalu Filmowego, na który została zaproszona w ramach sekcji pozakonkursowej „Spojrzenie na Holandię”. Na wydarzeniu zaprezentowano jej nakręcony w Rosji dokument „Nasza gazeta”.

Jakim podejściem charakteryzują się Polacy pracujący w Holandii przy zbiorach?

Myślę, że postawa Polaków – ich znajomość języka i chęć pozostania w Holandii – może być świetnym przykładem dla Holendrów. Zbieranie truskawek to dobra praca, nie rozumiem, dlaczego ludzie nie chcą tego robić. Nie jest to ciężkie zajęcie, można przebywać na świeżym powietrzu.
Wielu Polaków wskazuje, że problem tkwi głównie w agencjach pracy, które nie są w stanie zapewnić godnych warunków zatrudnienia i zakwaterowania.

Myślę, że w tej kwestii jest już lepiej. Ponadto jednym z ważnych tematów jest fakt, że Holendrzy żyjący w ośrodkach wiejskich nie chcą u siebie Polaków. Budują więc pod nimi „polskie wsie”. Uważam, że to absolutnie niedorzeczne. Na przykład do Flevoland niektórzy przyjeżdżają, aby pracować tylko 2-3 miesiące. W większości są to mężczyźni. W weekendy chcą się zrelaksować i piją alkohol. Holendrzy nie chcą tego. Nie mogę zrozumieć takiej postawy. Uważam, że pracownicy z innych krajów powinni mieć szansę na integrację, by mieszkać na wsi, a nie pod nią. Jeśli tylko Polska miałaby lepszą sytuację ekonomiczną, rodacy zostaliby w swojej ojczyźnie i bez nich, bez ich pracy tutaj, mielibyśmy w Holandii duży problem.
Polscy pracownicy, w czasie nagrywania filmu, byli chętni do rozmowy?

Nie wszyscy. Nie było łatwo przekonać niektórych do rozmowy. Część nie była zainteresowana, nie chcieli tracić czasu, woleli zarabiać. Myślę, że niektórzy bali się, że zostaną zwolnieni.

Czy w filmie pojawiają się inne głosy?

Tak, umieściłam w nim nagrania z holenderskiej telewizji. Widać w nich, co myślą mieszkańcy wsi. To było szokujące.

Na tegorocznym Nederland Film Festival będzie można zobaczyć więcej dzieł związanych z Polską. Prócz „Hoop & heimwee” zaprezentowany zostanie również film Urszuli Antoniak „Beyond Words” („Pomiędzy słowami”) i „Light as Feathers”, pełnometrażowy fabularny debiut w reżyserii Rosanne Pel, który został nakręcony po polsku.

Gość
Wyślij


Bliżej nas