Witam. Mam ogromny problem z firmą, w której pracuję. Od dwóch tygodni praktycznie nie pracuję ale inni pracownicy tak. Moja umowa gwarantuje mi 4 godziny tygodniowo. W przeciągu prawie dwóch tygodni byłam w pracy tylko w jeden dzień (niedziela 14/02 - walentynki) a niestety nie mam za co żyć i ciągną się za mną długi. Któregoś dnia dostałam informację rano, że mogę przyjść tego dnia do pracy. Odkąd były menadżer odszedł na emeryturę nie było grafiku (od sierpnia) i dostawałyśmy informacje z dnia na dzień czy pracujemy. W związku z tym, że nie byłam brana do pracy i byłam informowana o tym, że mogę przyjść do pracy tego samego dnia zdecydowałam się zrezygnować z pracy. Znalazłam pracę stałą od poniedziałku do piątku i postanowiłam się dogadać z menadżerem. Na spotkanie kazano mi czekać 4 dni i odmówiono mi wcześniejszego kontaktu z menadżerem. Dostałam informację od pracownika Danielle, że mam spotkanie w czwartek na 13:30. Było to napisane po angielsku. W związku z tym, że dopiero podjęłam naukę angielskiego to przetłumaczyłam sobie tą wiadomość w translatorze. Kiedy dotarłam na spotkanie (godzina 13:10 ponieważ lubię być zawsze wcześniej) pani menadżer zaczęła do mnie mówić po angielsku. Nie chciałam omawiać tej sprawy w tym języku więc powiedziałam że nie umiem mówić po angielsku. Nagle menadżerka zarzuciła mi, że się spóźniłam godzinę i ona musiała czekać. Kiedy pokazałam jej wiadomość z informacją od Danielle o której godzinie mam spotkanie powiedziała mi, że to ja się pomyliłam bo nie znam angielskiego. Czułam się winna i zestresowana przez co cała rozmowa mnie przerosła. Wcześniej na takim spotkaniu była osoba tłumaczącą - polka. Jak się okazało później menadżerka okłamała mnie prosto w twarz i w tej wiadomości było napisane, że moje spotkanie odbędzie się o godzinie 13:30. Czyli byłam 20 minut przed czasem. Chciałam dogadać się z menadżerem abym pracowała w weekendy przez okres miesięcznego wypowiedzenia ponieważ drugiej pracownicy zależało na tym aby mieć wolne weekendy i pracować w tygodniu. Nikt by na tym nie stracił. Zawsze jesteśmy na zmianę. Raz jedna, raz druga. Menadżer mi odmówił pomimo że praktycznie nie biorą mnie do pracy. Mam podobno miesiąc wypowiedzenia ale niestety umowę dostałam w języku holenderskim. Nie jestem w stanie jej zrozumieć mimo tłumaczenia. Nie wiem już czy to ja faktycznie ja źle rozumiem czy jestem ciągle oszukiwani. Jestem w krytycznym położeniu ponieważ nie mam za co żyć i chciałabym się zdecydować na porzucenie miejsca pracy. Nie radzę sobie z tym jak mnie traktują, ciągle oszukują i od od kilku dni boli mnie cały czas głowa i plecy z nerwów. A jak mam iść do pracy to mam zawroty głowy i ledwo dobiegam do toalety. Nie mam środków do życia przez to, że jestem blokowana i nie mogę podjąć innej pracy. I moje pytanie jest takie czy jest Pan w stanie na podstawie mojej umowy w języku holenderskim powiedzieć mi czy czekają mnie jakieś konsekwencje takiej decyzji. Czy jeśli poprostu porzucę pracę to coś mi grozi? Pozdrawiam, Agnieszka